piątek, 19 sierpnia 2016

Rozdział 12 "Bura uczuć cz.1"

Narrator
Tym czasem Aney wróciła do domu, była trochę spokojniejsza, bo dzwoniła do Luci jakiś czas temu i jego kolega powiedział, że zostaje u niego na nic.
-Fajnie, że się pogodził z Hoshim-mówiła sama do siebie-ale teraz nie powinien spędzać nocy poza domem.
Bezwiednie zatrzymała się przy fotografii męża, który umarł 8 lat temu. 
-Kou, może gdybyś żył byłabym lepszą matką-jej oczy automatycznie się zaszkliły, bo przypomniała sobie dzień pogrzebu.
***
Luca miał wtedy 10 lat. Stał nad grobem. Dawno było już po pogrzebie. A życie doświadczyło go znowu zabierając osobę, którą kochał.
-Luca!-zawołałam go, ale zdziwiłam się, bo zobaczyłam w jego oczach to samo uczucie, kiedy wybraliśmy jego w sierocińcu.-Luca, tutaj jesteś. Strasznie się o ciebie martwiłam.
Spojrzałam na nagrobek.
-Też mi go brakuje, ale...
-Dlaczego znowu osobę, na której mi zależało?!
-Nie wiem kochanie-wycierałam pierwsze łzy z jego policzków, ale szybko dałam sobie z tym spokój.
-Chodźmy do domu robi się zimno.
***
Luca
Wróciłem do domu i zdziwiłem się, bo nikt mnie nie przywitał.
-Mamo wróciłem, mamo-zajrzałem do kuchni i zauważyłem karteczkę.
Drogi synku
Pojechałam do sklepu
Obiad masz w lodówce,
Odgrzej go sobie
P.S. Te różowe bokserki 
W kaczuszki ci wyprałam
Kocham cię, mama.
Nie zdziwiłem się Aney często tak robiła, ale to ostatnie mogła sobie podarować. Wziąłem odgrzałem sobie obiad i pooglądałem TV.
***Kilka godzin później***
"Gdzie ona jest? Przecież już dawno powinna wrócić"-moje rozmyślania przerwał telefon.
-Halo?
-Dzień dobry czy pan Luca Collins?
-Tak, a co chodzi?
-Chodzi o pańską matkę, bardzo mi przykro, ale pańska matka jest w ciężkim stanie miała wypadek samochodowy.
-Co? To niemożliwe, nie, nie to nie może być prawda-rzuciłem telefonem.
-Halo, panie Collins.
Od razu się zreflektowałem.
-W którym szpitalu?-szybko spytałem.-usłyszałem nazwę-Zaraz tam będę.
Po rozłączeniu wybrałem kolejny numer.
-Tak, księżniczko. Już się za mną stęskniłeś...
-Aney miała wypadek, czy mógłbyś mnie zawieźć do szpitala-przerwałem mu jego bezsensowne wywody.
-Zaraz u ciebie będę.
Nie minęła chwila, a dostałem sms, że czeka w samochodzie. Od razu wybiegłem z domu. Podałem biało włosemu adres, a on bez zbędnych ceregieli ruszył.
***
W szpitalu odesłali mnie do sali patrząc na mnie tymi oczami przepełnionymi współczuciem. Nienawidziłem tego. Znalazłem odpowiednią sale, po przekroczeniu progu przestała oddychać. Wszyscy zaczęli uwijać się wokół niej. Nikt nie kazał mi wyjść z sali. Chyba nie wiedzieli, że tam stoję. Poczułem jak ktoś mnie ciągnie do tyłu. Usłyszałem jeszcze trzask drzwi, potem nastała ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz