piątek, 19 sierpnia 2016

Rozdział 14 "Szpital"

Hoshi
Przez 3 tygodnie wszystko było w porządku,lecz wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Była sobota 7 rano. Stałem w kuchni i robiłem śniadanko dla Luci. Zdziwiłem się, bo usłyszałem kroki na schodach, a rudo włosy kochał spać dłużej niż zwykle. Zazwyczaj musiałem siłą wyciągać go z łóżka.
-Już wstałeś?-spytałem odwracając się, zamarłem w pół kroku.
Luca był bledszy niż zwykle.
-Wszystko w porządku?-spytałem zatroskany.
-Tak, nie przejmuj się mną.-powiedział nie przekonywująco.
-Może się jeszcze położysz?-zaproponowałem.
Pokręcił przecząco głową.
-To siadaj do stołu-powiedziałem odwracając się by dokończyć przygotowywać posiłek.
Wtedy usłyszałem hałas. Od razu się odwróciłem. Moje serce zatrzymało się na chwile. Po otrząśnięciu się z szoku, podbiegłem do Luci. Przez telefon podałem wszystko co potrzebowała dyspozytorka. Pozostało czekać na karetkę.
***półtorej godziny później***
Siedziałem na korytarzu i czekałem na lekarza.
-Tu jesteś?-usłyszałem głos Akiry.
Zaraz po niej pojawiła się Futaba.
-Co z nim?
Próbowałem zabić ją wzrokiem, na pewno was interesuje dlaczego.
Otóż Luca opowiedział mi o ich spacerze i najlepiej wywaliłbym ją z tego szpitala, ale nie mogłem.
-Lekarz jeszcze mi nic nie powiedział-odpowiedziałem szczerze.
-Nie dziwie się. Nawet nie jesteś z rodziny. Patrz, tak to się robi.
Podeszła do pielęgniarki wychodzącej z sali Luci.
-Przepraszam, ale mogła by mi pani powiedzieć co się dzieje z moim narzeczonym.
"No, nie. Tego już za wiele. Trzymajcie mnie, bo ją uduszę"-myślałem.
-A jak się nazywa?
-Luca Collins.
-Ma robione jeszcze badania.
-Aha...
Wtedy z pokoju wyszedł lekarz.
-Kto jest do Luca Collinsa?
Zdziwił się, bo rękę podniosło 5 osób (JA, Akira, Tetsu, Shiwase i Futaba).
-To może inaczej. Kto z was zadzwonił po karetkę?
Wszyscy opuścili ręce, oprócz mnie.
-Pana zapraszam do gabinetu, a wy możecie wejść na sale, ale na krótko. Niedawno odzyskał przytomność. Trochę się wystraszyłem, bo nie wiedziałem co strzeli do głowy biało-włosej.
-Przypilnuje Futabe-szepnęła mi do ucha Shiwase.
***W gabinecie***
Siedziałem jak na szpilkach na przeciw lekarza. Który już 5 minut, a on dalej milczał. Nie mogłem wytrzymać w niepewności, więc spytałem:
-Co z nim?
-Źle. Musimy zacząć chemioterapie.
-A czy to konieczne?
-Jeżeli pacjent chce żyć.
-To już wszystko?
-Tak, może pan już iść.
***Przed salą***
Bałem się tam wejść i powiedzieć wszystko. Nagle drzwi się otworzyły i wszyscy wyszli.
-Czeka na ciebie i się niecierpliwi...-mówiła różowo włosa.
-Lepiej tam idź jeśli nie chcesz awantury-skończyła zdanie Shiwase.
-No dobrze już dobrze. Przecież idę.
Wziąłem głęboki wdech i przekroczyłem próg.
Luca
Po wyjściu wszystkich z sali zacząłem się zastanawiać czemu Hoshi nie przyszedł. Akira mówiła, że biało włosy zaraz przyjdzie. Shiwase pilnowała siostrę by ta nie zbliżała się do mnie bliżej niż na 1 metr. Byłem jej za to wdzięczny. Moje przemyślenia przerwało otwieranie drzwi.
-Myślałem, że już nie przyjdziesz.
-Jak bym mógł, a pro po Akira i Shiwase siłą mnie tu wepchnęły.
-Aha-powiedziałem.
Po chwili dostałem sms-a.

Od: Gaduła
Jak by zaczął gadać bez 
sensu, walnij go, albo 
czymś w niego rzuć, to
zawsze działa.

Do: Gaduła
Dzięki za rade, ale 
nie mam zamiaru 
go bić.

Od: Gaduła
Szkoda

Hoshi
Luca zaczął podejrzliwie się uśmiechać do telefonu. Myślałem, że to od Futaby.
-Z kim tak piszesz, co?
-A co, zazdrosny.
-Tak, bo moja księżniczka pisze z nie wiadomo kim i podejrzliwie uśmiecha się do telefonu.
-Jak chcesz wiedzieć, to pisze z Akirą.
-Przepraszam, ale...
-Spokojnie, dziewczyny robią gorsze sceny zazdrości.
-Jednak nie powinienem...-wtedy obok mojej głowy coś przeleciało.-Już wiem co Akira ci napisała.
-Siadaj-zabrał kołdrę z kawałka łóżka.
Od razu usiadłem, bo 1) nie chciałem znowu oberwać, a po 2) taka okazja może się nie powtórzyć.
Luca
Kiedy usiadł od razu się zapytałem:
-Co powiedział lekarz?
Gdy zwiesił głowę, wiedziałem już wszystko.
-Jest bardzo źle?
-Tak-z ledwością usłyszałem jego szept.
-Coś jeszcze?-ta sytuacja zaczęła mnie denerwować.
-Czeka cię chemioterapia-powiedział głośniej.
-Hoshi spójrz na mnie-powiedziałem.
Po chwili wahania spełnił moją prośbę. W jego oczach zobaczyłem strach.
-Będzie dobrze...-zapewniałem go.
-Ja to powinienem powiedzieć-lekko się uśmiechnął.
-Tylko mnie nie zostawiaj-powiedziałem, jednocześnie wtulając się w niego.
-Nigdy-przyciągnął mnie bliżej siebie.
Tak siedzieliśmy przytulając się do siebie, aż lekarz powiedział czarnookiemu, że wystarczy na dziś tych odwiedzin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz